sobota, 26 listopada 2011

Czy magazyny graficzne mają sens?


Wypuszczenie na rynek polskiej edycji Practical Photoshop Polska jest dobrą okazją na krytyczną analizę czasopism poświęconych projektowaniu graficznemu.

Jednym z pierwszych zadań przy pracy nad jakimkolwiek nowym magazynem jest określenie grupy docelowej. W przypadku magazynów graficznych widzę dwie takie grupy:
 - grupa A: ludzie po prostu interesujący się ta tematyką oraz graficy-amatorzy, którzy w domu na nielegalnym oprogramowaniu tworzą prace na użytek własny lub znajomych,
 - grupa B: osoby z branży: graficy, DTPowcy, ilustratorzy, dyrektorzy kreatywni itp.

Mamy określony „target”, przyjrzyjmy się teraz zawartości klasycznego magazynu graficznego. Składają się na nią:
 - tutoriale czyli materiały instruktażowe,
 - prezentacje prac różnych artystów,
 - recenzje sprzętu i oprogramowania,
 - prezentacje działalności studiów graficznych i agencji reklamowych,
 - darmowe tekstury, fonty, tapety, pędzle, zdjęcia dołączane na płycie CD.

Przeglądałem w życiu kilkanaście polskich i zagranicznych czasopism i dochodzę do wniosku, że ich zawartość nie odpowiada na potrzeby żadnej z dwóch wymienionych wcześniej grup docelowych.
Zajmijmy się najpierw grupą A. Główny problem polega na tym, że w dzisiejszych czasach Internet oferuje tysiące darmowych tutoriali, grafik, tekstur, pędzli innych drobiazgów ułatwiających życie początkującym grafikom. Ponadto przeciętny szympans dysponujący szybkim łączem jest w stanie bezproblemowo (nielegalnie) ściągnąć płatne materiały video. Ceny polskich magazynów kształtują się na poziomie 20 złotych – przy takiej dostępności i różnorodności materiałów w sieci nie ma zatem motywacji, by je kupować.

Teraz grupa B: są to osoby poszukujące czegoś więcej, niż tylko banalne porady jak kolorowe zdjęcie przekształcić w Photoshopie na sepię. Tymczasem zawartość merytoryczną wszystkich magazynów graficznych można określić jako mierną. Ciekawa szata graficzna przykrywa zazwyczaj płytkie i sztampowe informacje oraz marketingowy bełkot (prym wiedzie tu Computer Arts, co numer to głupsze teksty, np. garść porad od artysty-wizjonera: „Zakochaj się”, „Odkryj samego siebie”, „Uwolnij wewnętrzną energię”). Recenzje albo dotyczą nikomu niepotrzebnych gadżetów albo poświęcają danemu produktowi dwa akapity. 

Nie inaczej jest w przypadku Practical Photoshop Polska. Na jego łamach mistrzowie projektowania graficznego i eksperci od sztuk wszelakich zdradzają nam swoje sekrety dotyczące tworzenia warstw dopasowania i usuwania plamki ze zdjęcia. Wow, normalnie szacunek.

Ponadto twórcy polskiej edycji nie ustrzegli się wpadek, jeśli chodzi o szatę graficzną. Spolszczono photoshopową terminologię ale zapomniano podmienić zrzutów ekranowych. Chyba, że to celowy zabieg, bo założono, że magazyn będą czytać osoby pracujące zarówno na polskiej jak i na angielskiej wersji językowej Photoshopa. Tak, czy owak, ten miks językowy mnie osobiście razi.
Nie tak bardzo jednak, jak ta literówka:

 
Na dodatek DTP-owcy przy składzie skopiowali feralny tekst na kilku następnych stronach.


Nie czepiałbym się, gdyby chodziło o tygodnik. Ale PPP jest dwumiesięcznikiem, na dodatek to pierwszy numer więc mieli naprawdę dużo czasu na jego przygotowanie i sprawdzenie błędów!

Wracając do głównego wątku: nie twierdzę, że w dobie Internetu magazyny drukowane nie mają racji bytu. Wręcz przeciwnie - uważam, że w branży graficznej drukowaną formę można fajnie wykorzystać np. zamieszczając w magazynie próbki różnych uszlachetnień druku (czego nie da się oczywiście zrobić w Internecie). Brakuje natomiast wartości dodanej, ciekawego i kompleksowego ujęcia konkretnego tematu, branżowej dyskusji, studiów przypadku. Przykładowo, samej tylko kwestii umów licencyjnych (fonty, zdjęcia stockowe) można spokojnie poświęcić cały numer. Czekam na taki magazyn w Polsce i gotów byłbym zapłacić za niego nawet 50 złotych. Tymczasem pozostaje surfowanie po Internecie.  

środa, 23 listopada 2011

Czarno-białe logosy

Jakiś czas temu prezentowałem przykłady fatalnie zaprojektowanych logosów, wywołujących niezamierzone skojarzenia seksualne. Dziś czas na przykłady pomysłowych i trafionych znaków czyli jak to się robić powinno:








wtorek, 22 listopada 2011

Dobrze Płacę czyli Digital Painting w Polsce:)


Na jednym z polskich portali ogłoszeniowych pojawiło się zlecenie wykonania ilustracji o tematyce fantasy. Opis wymaganych umiejętności sugerował, że chodzi o profesjonalne ilustracje z gatunku digital painting.
Parametry zlecenia były następujące:
      1. Budżet – 50 000 złotych brutto
      2. Ilość prac do wykonania: 500
      3. Czas na wykonanie prac: 2 do 3 miesięcy.

Po dokonaniu szybkich operacji matematycznych wyszło, że zleceniodawca proponuje 100 zł brutto za ilustrację i że należy przygotowywać około 8 ilustracji dziennie. W tym momencie zapaliło mi się ostrzegawcze światełko, ale myślę sobie: może chodzi im o proste rysuneczki, jakieś szkice smoków czy półnagich dziewczyn z mieczami.

Na szczęście zleceniodawca zaprezentował linki do przykładowych ilustracji znalezionych na Deviancie, by lepiej zaprezentować, o co mu chodzi. I w tym momencie spadłem z krzesła.
Zobaczcie sami:



Moim zdaniem, przy założeniu, że nad zleceniem będzie pracować nie jedna, lecz trzy osoby, realne parametry zlecenia powinny być takie: budżet 500 000 złotych, czas na realizację 1,5 roku.

Najlepsze jest to, że na to ogłoszenie odpowiedziało entuzjastycznie kilkanaście osób, deklarując, że chętnie podejmą się zlecenia. Co prawda analizując ich prace można dojść do wniosku, że nie spełniają nawet w jednej czwartej wymagań jakościowych ale co tam, zleceniodawca też się pomylił o jedno "zero" przy budżecie więc jest sprawiedliwie.

Wszystko to byłoby nawet zabawne, gdyby nie było takie smutne. Pokazuje bowiem, jak dzikim krajem jest Polska jeśli chodzi o rynek ilustracji.